Oglądamy też Sutherland Falls – najwyższy wodospad w Nowej Zelandii (580 metrów)
choć w rzeczywistości robi dużo większe wrażenie niż na zdjęciu
;)
I tak mija ten dzień, bogaty w piękne widoki – po południu docieramy do Dumpling Hut gdzie czeka nas ostatni nocleg na szlaku…
Kolejnego dnia wyruszamy już o 7 rano, bo musimy dotrzeć na 14 do Sandfly Point, z którego odpływa prom… Żeby tradycji stało się zadość oczywiście leje, idziemy niespełna 20 kilometrów w deszczu, zrobiłem więc niewiele zdjęć…
No i, po raz kolejny zupełnie mokrzy, docieramy na czas na prom, którym dopływamy do Milford Sound, gdzie kończymy naszą czterodniową, mokrą przygodę z Fiordlandem i stąd już bezpośrednim autobusem uderzamy do Queenstown…
dzięki
:D Myślę że ten przewodnik był tak naprawdę bardziej opiekunem, tzn. czuwał nad nimi, żeby się w bystrzynach nie powywracali, dbał o ich bezpieczeństwo itp. Myślę, że mógł być też pomocny, bo na pewno znał rzekę i mógł powiedzieć że np. tu jest fajne miejsce do kąpieli, a tam jest jakiś schowany wodospad itd.Ale spokojnie, jak pokazuje nasz przykład i wielu innych ludzi, których spotykaliśmy po drodze (włączając starsze Panie koło sześćdziesiątki, które sobie żwawo na kajaczkach poczynały), można tę rzeką przepłynąć samodzielnie bez żadnej opieki, jak już minie pierwsza godzina i pierwsza bystrzyna to wiesz o co chodzi i bez problemu dajesz radę
;)
dla zainteresowanych Milford Track wklejam fajny artykuł, który dziś znalazłem:http://blog.doc.govt.nz/2015/03/19/milf ... s-to-know/(porównajcie sobie moje zdjęcia z tymi w artykule - nie wydaje Wam się że to są nieuczciwe praktyki marketingowe...
:lol: )
Oglądamy też Sutherland Falls – najwyższy wodospad w Nowej Zelandii (580 metrów)
choć w rzeczywistości robi dużo większe wrażenie niż na zdjęciu ;)
I tak mija ten dzień, bogaty w piękne widoki – po południu docieramy do Dumpling Hut gdzie czeka nas ostatni nocleg na szlaku…
Kolejnego dnia wyruszamy już o 7 rano, bo musimy dotrzeć na 14 do Sandfly Point, z którego odpływa prom… Żeby tradycji stało się zadość oczywiście leje, idziemy niespełna 20 kilometrów w deszczu, zrobiłem więc niewiele zdjęć…
No i, po raz kolejny zupełnie mokrzy, docieramy na czas na prom, którym dopływamy do Milford Sound, gdzie kończymy naszą czterodniową, mokrą przygodę z Fiordlandem i stąd już bezpośrednim autobusem uderzamy do Queenstown…
CDN…