Podczas gdy my relaksujemy się na łonie natury nasz kierowca zamienia się w „kucharza” i przygotowuje nam obiad. Serwuje dziś ryż z tuńczykiem z sałatką, a na deser owoce. Leon wizytę nad laguną kończy „kąpielą” w jednym z lodowatych strumyków?
Po dwóch godzinach ruszamy dalej, początkowo jeszcze po andyjskich bezdrożach, ale po półgodzinie docieramy do asfaltowej drogi prowadzącej z do Uyuni.
Kolejny przystanek mamy w San Cristóbal. To stara, dość senna, górnicza miejscowość leżąca na Gran Pampa Pelado. W centrum obecnego miasteczka znajduje się kościół wybudowany pod koniec XIX wieku, który został przeniesiony w obecne miejsce kamień po kamieniu z terenów, gdzie teraz znajduje się kopalnia srebra. Niestety kościół jest zamknięty, a my nie mamy czasu aby szukać osoby, która może go nam otworzyć. Oglądamy, więc go tylko z zewnątrz, a ołtarz wykonany ze srebra pochodzącego z lokalnej kopalni obejrzymy następnym razem?
Wałęsamy się jeszcze kilka minut po uliczkach San Cristóbal, po czym pakujey się po raz ostatni do naszego jeepa i ruszamy w kierunku Uyuni. Droga jest coraz lepsza i niespełna 90 km odcinek pokonujemy w 80 minut. Naszą podróż kończymy pod biurem Thiago Tours. Tutaj żegnamy naszego przewodnika i kompanów wspólnej eskapady. To były niezapomniane dni, gracias! Pierwsze kroki w Uyuni kierujemy do biura przewoźnika Panasur, gdzie jeszcze przed wyjazdem na salar kupiliśmy bilety na autobus do La Paz (100 BOB/osobę). Pozostawiamy tam bagaż i ruszamy na spacer po mieście. Ponieważ samo miasto Uyuni nie ma wiele dla zaoferowania dla turystów to w ramach zwiedzania lotnisk świata idziemy pieszo obejrzeć port lotniczy UYU. Spacer zajmuje nam niespełna pół godziny. Ponieważ najbliższy lot jest dopiero późnym wieczorem to terminal jest wymarły, ale drzwi są otwarte.
Po powrocie do miasta idziemy odpocząć, skorzystać z internetu i zjeść do pizzerii nieopodal Plaza Arce.
Około 20-ej wracamy do biura Panasur, odbieramy bagaż i pakujemy się do autobusu. Ruszamy chwilę po 21-ej i od razu układamy się spać. To był dłuuugi dzień....12/07/2018 (czwartek) Noc mija bardzo dobrze – śpimy? Na główny dworzec w La Paz dojeżdżamy po 5-tej.
Kupujemy bilety na autobus do Copacabany (przewoźnik Manco Kapac, 20 BOB/osobę), zjadamy po kanapce w małej knajpce na dworcu i o 6:30 ruszamy dalej w drogę. Autobus nie jest szczególnie wygodny, ale jedzie. Niebo od rana zasnute jest chmurami i widoczność jest dość słaba, gdy wyjeżdżamy z La Paz nie widać szczytów sześciotysięczników – Illimani oraz Huayna Potosi. W drodze łapie nas nawet burza i deszcz. Po 9-ej docieramy do miejscowości San Pedro de Tiquina leżącej nad najwęższą częścią jeziora Titicaca. Tutaj znajduje się przeprawa przez jezioro. Pusty autobus transportowany jest promem, a pasażerowie muszą skorzystać z łodzi (2 BOB/osobę). Wszystko odbywa się sprawnie i po chwili jesteśmy na drugim brzegu, a ponieważ przeprawa autobusu promem zajmuje zdecydowanie więcej czasu to mamy jeszcze czas na drobne zakupy i zjedzenie małego „co nie co”.
Do Copacabany docieramy przed 11-tą. Zaczynamy od zorientowania się w połączeniach autobusowych do Cusco i zakupu biletów na wieczorny autobus (100 SOL /osobę). Zostawiamy w biurze podróży bagaż i z małym plecakiem ruszamy w miasto. Idziemy zjeść i w poszukiwaniu poczty, niestety to drugie okazuje się niewykonalne, ponieważ poczta została zamknięta☹, natomiast z jedzeniem nie ma najmniejszego problemu – znaleźć można tu wiele knajpek, barów i ulicznych straganów oferujących jedzenie w przystępnych cenach. Copacabanę odwiedza sporo turystów i jeszcze więcej pielgrzymów zmierzających do Czarnej Madonny znajdującej się w tutejszej Bazylice Matki Boskiej Gromnicznej. Zresztą miasto już za czasów preinkaskich (lud Moche) i inkaskich było ważnym centrum pielgrzymkowym – przez Copacabanę wiódł szlak do Sanktuarium Słońca na jeziorze Titicaca.
W czasie spaceru decydujemy się na wycieczkę na wyspę Isla del Sol – łódź odpływa o godzinie 13:30 (za bilety w obie strony płacimy 35 BOB/osobę). Łódź płynie dość powoli i do przystaniu Yumani docieramy prawie po 1,5 h podróże. Dłużącą podróż wynagradzają widoki ośnieżonych Andów na tle jeziora Titicaca.
Na nabrzeżu sprawdzamy jeszcze rozkład łodzi powrotnych, uiszczamy opłatę wstępu na wyspę (10 BOB, dziecko nie płaci) i ruszamy na spacer po Isla del Sol, domniemanym miejscu narodzin inkaskiego boga – Wirakoczy. Na początek czeka nas wspinaczka po stromych „schodach Inów” (Escalera del Inca), ale w nagrodę z góry mamy piękny widok na wyspę i okoliczne zatoki. Większość inkaskich ruin znajduje się na północnej części wyspy i dziś nie mamy wystarczającej ilości czasu aby tam dotrzeć, więc ograniczamy się do spaceru po południowej części wyspy.
Po dwugodzinnej wędrówce schodzimy do przystani. Punktualnie o 17-ej odpływamy, ale po 15 minutach przybijamy do przystani Pikokaina, gdzie jest postój w czasie którego można obejrzeć pobliską Templo del Sol będącą ciekawym przykładem architektury Inków.
W drodze powrotnej, szczególnie początkowo, stresujemy się czy zdążymy na autobus, ale do Copacabany docieramy punktualnie? Po odebraniu plecaków ruszamy na Av. 16 de Julio skąd odjeżdża nasz autobus. Jesteśmy w samą porę i już po kilku minutach siedzimy w autobusie. Podróż do granicy trwa niespełna pół godziny. Przez granicę przechodzimy pieszo, a odprawy paszportowe są błyskawiczne i po kilku minutach ponownie jesteśmy w Peru.
Po krótkiej przerwie ruszamy do Puno, gdzie czeka nas zmiana autobusu i prawie 2h przerwa w podróży. Dworzec w Puno po 22-ej nie ma wiele do zaoferowania, więc ruszamy na spacer w poszukiwaniu jakichś przekąsek. Niestety handel na straganach w pobliżu dworca o tej porze już zamiera, ale udaje nam się kupić pieczywo i pyszne owoce kaktusa. Po powrocie na dworzec mamy jeszcze chwilę czasu na zrobienie pożegnalnych fotek i o północy ruszamy do Cusco…
Mieliśmy małą zmianę planu - dłużej zostaliśmy w La Paz
;) Teraz jesteśmy w Uyuni i za chwilę ruszamy na trzydniową wycieczkę. Będziemy bez dostępu do internetu, więc następne wpisy muszą poczekać
:?
W ciągu sześciu dni bardzo dużo się u nas działa, o czym szczegółowo wkrótce napiszę... jesteśmy trochę zmęczeni, ale dziś będziemy spali po królewsku - w łóżkach z pościelą
:shock:, więc mam nadzieję, że zregenerujemy trochę siły
;) Ostatnie kilka nocy spędziliśmy w autobusach, a wcześniej na płaskowyżu Altiplano w Boliwii, na wysokości około 4 tys. metrów, gdzie w nocy w pokojach temperatura była niewiele wyższa od 0 °C... a o ciepłej wodzie w kranach mogliśmy tylko pomarzyć:)Jesteśmy teraz w Aguas Calientes - "bramie" Machu Picchu, które jutro planujemy zwiedzić
:) PS. Bardzo dziękuję za pozytywne komentarze
:D
Cześć,Wielkie dzięki za informacje (na PW) o kontynuacji relacji!Czy możesz jeszcze dać znać na temat ceny za wycieczkę? Czy 1180 BOB to za jedna osobę czy dwie?Zakupy, które robiliście na wyprawę. Co wg. Ciebie i ile trzeba zabrać na 3 dniową wycieczkę?Jakie są ceny w hotelach, restauracjach w których się zatrzymuje?Mam zarezerwowaną wycieczkę z Salty Desert Aventours i zajmujemy ze znajomymi cały samochód.Nikt z nas nie mówi po hiszpańsku. Jak myślisz czy warto dopłacać do przewodnika, mówiącego po angielsku?Pozdrawiam,Chan
Cena 1180 BOB / 2 osoby. Za taką samą cenę znajdziesz wycieczkę z przewodnikiem mówiącym po angielsku (po prostu dopytaj organizatora). Na miejscu ceny we wszystkich biurach są bardzo zbliżone, i nie słyszałem żeby ktoś cenę uzależniał od przewodnika mówiącego po angielsku.Pełne wyżywienie jest wliczone w cenę (łącznie z napojami, owocami do posiłków), więc ewentualne zakupy zrób zgodnie ze swoimi potrzebami (woda, alkohol, słodycze). Miejsca noclegowe są bardzo skromne i najczęściej nie ma tam nawet żadnego baru/sklepiku (część posiłków kierowca zabrał z Uyuni), choć na trasie rzeczywiście gdzieniegdzie można coś kupić, np. w miejscowości San Juan (w okolicy której spaliśmy pierwszej nocy). Ale raczej warto zakupy zrobić w Uyuni. Zakupy, zakupami, ale najważniejsza sprawa to ciepła odzież. Natychmiast po zachodzie słońca robi się bardzo zimno, temperatura odczuwalna spada nawet do -20°C, wieje przenikliwy wiatr... miejsca noclegowe są nieogrzewane, więc z tej wycieczki robi się mała "szkoła przetrwania", co moim zdaniem dodatkowo nadaje tej wycieczce uroku
;) Andrzej
Podczas gdy my relaksujemy się na łonie natury nasz kierowca zamienia się w „kucharza” i przygotowuje nam obiad. Serwuje dziś ryż z tuńczykiem z sałatką, a na deser owoce. Leon wizytę nad laguną kończy „kąpielą” w jednym z lodowatych strumyków?
Po dwóch godzinach ruszamy dalej, początkowo jeszcze po andyjskich bezdrożach, ale po półgodzinie docieramy do asfaltowej drogi prowadzącej z do Uyuni.
Kolejny przystanek mamy w San Cristóbal. To stara, dość senna, górnicza miejscowość leżąca na Gran Pampa Pelado. W centrum obecnego miasteczka znajduje się kościół wybudowany pod koniec XIX wieku, który został przeniesiony w obecne miejsce kamień po kamieniu z terenów, gdzie teraz znajduje się kopalnia srebra. Niestety kościół jest zamknięty, a my nie mamy czasu aby szukać osoby, która może go nam otworzyć. Oglądamy, więc go tylko z zewnątrz, a ołtarz wykonany ze srebra pochodzącego z lokalnej kopalni obejrzymy następnym razem?
Wałęsamy się jeszcze kilka minut po uliczkach San Cristóbal, po czym pakujey się po raz ostatni do naszego jeepa i ruszamy w kierunku Uyuni. Droga jest coraz lepsza i niespełna 90 km odcinek pokonujemy w 80 minut. Naszą podróż kończymy pod biurem Thiago Tours. Tutaj żegnamy naszego przewodnika i kompanów wspólnej eskapady. To były niezapomniane dni, gracias!
Pierwsze kroki w Uyuni kierujemy do biura przewoźnika Panasur, gdzie jeszcze przed wyjazdem na salar kupiliśmy bilety na autobus do La Paz (100 BOB/osobę). Pozostawiamy tam bagaż i ruszamy na spacer po mieście. Ponieważ samo miasto Uyuni nie ma wiele dla zaoferowania dla turystów to w ramach zwiedzania lotnisk świata idziemy pieszo obejrzeć port lotniczy UYU. Spacer zajmuje nam niespełna pół godziny. Ponieważ najbliższy lot jest dopiero późnym wieczorem to terminal jest wymarły, ale drzwi są otwarte.
Po powrocie do miasta idziemy odpocząć, skorzystać z internetu i zjeść do pizzerii nieopodal Plaza Arce.
Około 20-ej wracamy do biura Panasur, odbieramy bagaż i pakujemy się do autobusu. Ruszamy chwilę po 21-ej i od razu układamy się spać. To był dłuuugi dzień....12/07/2018 (czwartek)
Noc mija bardzo dobrze – śpimy? Na główny dworzec w La Paz dojeżdżamy po 5-tej.
Kupujemy bilety na autobus do Copacabany (przewoźnik Manco Kapac, 20 BOB/osobę), zjadamy po kanapce w małej knajpce na dworcu i o 6:30 ruszamy dalej w drogę. Autobus nie jest szczególnie wygodny, ale jedzie. Niebo od rana zasnute jest chmurami i widoczność jest dość słaba, gdy wyjeżdżamy z La Paz nie widać szczytów sześciotysięczników – Illimani oraz Huayna Potosi. W drodze łapie nas nawet burza i deszcz. Po 9-ej docieramy do miejscowości San Pedro de Tiquina leżącej nad najwęższą częścią jeziora Titicaca. Tutaj znajduje się przeprawa przez jezioro. Pusty autobus transportowany jest promem, a pasażerowie muszą skorzystać z łodzi (2 BOB/osobę). Wszystko odbywa się sprawnie i po chwili jesteśmy na drugim brzegu, a ponieważ przeprawa autobusu promem zajmuje zdecydowanie więcej czasu to mamy jeszcze czas na drobne zakupy i zjedzenie małego „co nie co”.
Do Copacabany docieramy przed 11-tą. Zaczynamy od zorientowania się w połączeniach autobusowych do Cusco i zakupu biletów na wieczorny autobus (100 SOL /osobę). Zostawiamy w biurze podróży bagaż i z małym plecakiem ruszamy w miasto. Idziemy zjeść i w poszukiwaniu poczty, niestety to drugie okazuje się niewykonalne, ponieważ poczta została zamknięta☹, natomiast z jedzeniem nie ma najmniejszego problemu – znaleźć można tu wiele knajpek, barów i ulicznych straganów oferujących jedzenie w przystępnych cenach. Copacabanę odwiedza sporo turystów i jeszcze więcej pielgrzymów zmierzających do Czarnej Madonny znajdującej się w tutejszej Bazylice Matki Boskiej Gromnicznej. Zresztą miasto już za czasów preinkaskich (lud Moche) i inkaskich było ważnym centrum pielgrzymkowym – przez Copacabanę wiódł szlak do Sanktuarium Słońca na jeziorze Titicaca.
W czasie spaceru decydujemy się na wycieczkę na wyspę Isla del Sol – łódź odpływa o godzinie 13:30 (za bilety w obie strony płacimy 35 BOB/osobę). Łódź płynie dość powoli i do przystaniu Yumani docieramy prawie po 1,5 h podróże. Dłużącą podróż wynagradzają widoki ośnieżonych Andów na tle jeziora Titicaca.
Na nabrzeżu sprawdzamy jeszcze rozkład łodzi powrotnych, uiszczamy opłatę wstępu na wyspę (10 BOB, dziecko nie płaci) i ruszamy na spacer po Isla del Sol, domniemanym miejscu narodzin inkaskiego boga – Wirakoczy. Na początek czeka nas wspinaczka po stromych „schodach Inów” (Escalera del Inca), ale w nagrodę z góry mamy piękny widok na wyspę i okoliczne zatoki. Większość inkaskich ruin znajduje się na północnej części wyspy i dziś nie mamy wystarczającej ilości czasu aby tam dotrzeć, więc ograniczamy się do spaceru po południowej części wyspy.
Po dwugodzinnej wędrówce schodzimy do przystani. Punktualnie o 17-ej odpływamy, ale po 15 minutach przybijamy do przystani Pikokaina, gdzie jest postój w czasie którego można obejrzeć pobliską Templo del Sol będącą ciekawym przykładem architektury Inków.
W drodze powrotnej, szczególnie początkowo, stresujemy się czy zdążymy na autobus, ale do Copacabany docieramy punktualnie? Po odebraniu
plecaków ruszamy na Av. 16 de Julio skąd odjeżdża nasz autobus. Jesteśmy w samą porę i już po kilku minutach siedzimy w autobusie. Podróż do granicy trwa niespełna pół godziny. Przez granicę przechodzimy pieszo, a odprawy paszportowe są błyskawiczne i po kilku minutach ponownie jesteśmy w Peru.
Po krótkiej przerwie ruszamy do Puno, gdzie czeka nas zmiana autobusu i prawie 2h przerwa w podróży. Dworzec w Puno po 22-ej nie ma wiele do zaoferowania, więc ruszamy na spacer w poszukiwaniu jakichś przekąsek. Niestety handel na straganach w pobliżu dworca o tej porze już zamiera, ale udaje nam się kupić pieczywo i pyszne owoce kaktusa. Po powrocie na dworzec mamy jeszcze chwilę czasu na zrobienie pożegnalnych fotek i o północy ruszamy do Cusco…